Była to piękna i zaciszna okolica, otoczona polami i zagajnikami, położona wśród kilu uroczych stawów. Wieczór był wyjątkowo piękny – tuż po zachodzie słońca, na pobliskim polu leżał siwy szal gęstej mgły, pozłocony delikatnymi promieniami wschodzącej pełni księżyca. Niebo było nieskazitelnie czyste, więc mimo pełni widoczne były gwiazdy. W powietrzu panował magiczny bezruch, otulony tajemniczą ciszą, akcentowaną jedynie sporadycznymi plusknięciami ryb w stawie. Jedyną rzeczą mącącą tę serenadę natury był harmider urządzony przez hałaśliwe stado ludzi, który miał miejsce w samym środku tej cudownej nocy.