
Popijając świeżą kawę w jednej z moich ulubionych warszawskich kawiarni, na skrzyżowaniu alej Solidarności i Jana Pawła II, spoglądam przez zakurzoną szklaną witrynę na złocące się we wczesno-popołudniowym jesiennym słońcu liście pobliskich, już prawie całkiem nagich klonów, oraz na złoto-czerwone sznury cicho snujących tramwajów. Przepełniona tęsknotą piosenka Zaz, 'Éblouie par la nuit', odrywa mnie od opowiadania Kena Lin z październikowego numeru Nowej Fantastyki, i nagle nie potrafiąc się oprzeć fali nadchodzącej melancholii, wpadam w zadumę nad przemijaniem i nad żyjącym cudem tego zmartwychwstałego miasta.